Nic nie dzieje się bez przyczyny, tak mawiają. Wierzyć nam trzeba, że budzimy się w tym domu pustym, z powodów ważniejszych niż potrafimy zrozumieć. Trzeba nam wierzyć, że ta droga do pracy jest tą, na której powinniśmy spotkać miłość swojego życia. Trzeba mocno wierzyć, że jesteśmy tu po to, aby ktoś mógł nas odnaleźć.
Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że moje życie to wszystko to, co mam na wyciągnięcie ręki i nic więcej. Kilka rzeczy materialnych, w których odbijam się kolorem i kształtem. Moje życie to wszystko to, co umie pojąć moja głowa mała i serce tak wielkie, że boli od czasu do czasu. Nie posiadam zbyt wiele, bo też chyba niewiele potrzeba mi na ten moment. Czasami mówię, że dom mam za mały, bo nie mieszczę się w szafie i komodzie pod ścianą. Ale tak naprawdę, to tylko kilka rzeczy w moim życiu, wartych jest więcej niż ono samo. Bo cóż to znaczy posiadać kosztowności, których nie można podzielić między bliskich, talerze pełne, z których nie można ani kęsa głodnemu. Cóż to znaczy mieć wszystko, a wciąż czuć pustkę, której nie wypełni żadna sklepowa półka.
Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie jestem idealna, ale to nie znaczy, że nie jestem doskonała dla kogoś. Zawsze będą ludzie, którym nie będą podobać się moje wybory, moje racje i przekonania. Moje życie będą komentować i próbować zmieniać mnie samą, na swój wzór wykrzywiony w lustrze porannym. Nie jestem idealna, w mojej nieporadności starania się być chudszą, piękniejszą, mądrzejszą, spokojniejszą, lepszą. Często zatrzymuję się w połowie i pytam siebie samą, po co mi to wszystko.
Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie wszyscy będą mnie rozumieć, choćbym mówiła wyraźnie i głośno z przerwami na ciszę. Nie ze wszystkimi będzie mi po drodze, na której spotkamy miłości naszego życia. Wielu ludzi pojawi się tylko na chwilę, część ominie mnie szerokim łukiem, inni rzucą na kolana. Kilku z nich wyryje się w mej pamięci ulotnej, o reszcie zapomnę. Ja również będę epizodem w życiu wielu i może to i lepiej, nie odciskać z siebie za wiele.
Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że ktoś już dawno rozpisał nasze role na akty. Budzę się codziennie w tym domu, gdzie mokre stópki zostawiają ślady na drewnie, gdzie ktoś czeka na mnie, nawet gdy godzina już późna, aż wrócę. Idąc do pracy mijam ludzi pytających mnie o drogę i uśmiech daruję im w prezencie.
Głęboko w sobie niosę to przekonanie, że dzisiejsza ja, stanie się jutro kimś więcej, niż tylko wspomnieniem. Że odnajdziesz mnie kiedyś zmęczoną, siedzącą samotnie w metrze; z wodą i zegarkiem w ręku, nie pytając o zgodę usiądziesz obok i zostaniesz na zawsze.