Niektóre są jak wiatr, pchają dzieci przed sobą, prostują ich kręgosłupy, włosy zaczesują podmuchem za ucho, podcinają grzywki wchodzące do oczu. Jak chorągiewki traktują swe młode, to na prawo, na lewo, w zależności od swoich wyobrażeń dziecka idealnego. Wypychają je do przodu, przed szereg, aby było zawsze pierwsze, najgłośniej śpiewało w chórze, najszybciej biegło w sztafecie, najwyżej rzucało oszczepem, najpiękniej farbą na płótnie. Są jak powietrze, bez którego później tak trudno jest żyć, oddychać ciężko samemu, decyzje podejmować samemu, być samemu. Matki jak huragany, które przelatują przez życie, wywracając je do góry nogami. Niszcząc osobiste szczęścia, osiągnięcia, zmiatają po drodze małe sukcesy i uśmiechy. To te, które zdmuchują z powiek złudzenia, niczym kurz na ramce ze zdjęciem z dzieciństwa.
Niektóre są jak ogień, wzniecają łunę bezpieczeństwa, przy której i zimne ręce i nosek ogrzać. Rozświetlają czarną noc, rzucając przy tym swoje cienie na ścianach. Matki spalające poczucie wartości, po których tylko wypalenie i niechęć do działań. Są jak dym, który dławi i dusi, który nie pozwala całą piersią, oryginalnie, po swojemu. Parzą w palce, gdy tylko zapragnie się dotknąć swoich marzeń, iść własną drogą, nie po ich myśli. Matki, które nie cieszą się z samodzielności dzieci, nie dostrzegają w nich odrębnej jednostki, niepowtarzalnego bytu, a tylko lamentują godzinami nad minionym czasem. Stale i wciąż widzą nieporadnego niemowlaka w oczach kawalera.
Niektóre są jak woda, którą da się zmyć wszystkie brudy, która może ugasić pragnienie, ale jej nadmiar podtapia. Jej ciepło relaksuje, ale gołe stopy zatopione w niej godzinami marzną i ciało telepie się z zimna. Matki woda to te, które zalewają dzieci swoim istnieniem, realizując nimi własne marzenia z dzieciństwa. Widzą w dzieciach drugą szansę na własne istnienie na scenie w jasełkach szkolnych czy jako najważniejszy gość przyjęcia weselnego. To te, przy których trzeba się napocić, aby im zaimponować, dla których nigdy nie jest się wystarczająco dobry i zawsze znajdą coś do poprawy. Matki, które niczym brudna morska piana oblepiają dzieci swoimi nawykami i jak słona morska woda, nie tylko ranią oczy, ale i wysuszają gardła.
Niektóre są jak ziemia, po której trzeba twardo stąpać, aby nie wzlecieć ponad przeciętność. Trzeba być zawsze takim jak reszta, jak tłum, aby nie robić problemów, nie przyciągać uwagi innych, nie myśleć za dużo, iść po najmniejszej linii oporu. Matki jak błoto, w którym się brnie z trudem, a każdy krok pozostawia po sobie ślad swojej ułomności. To te, które kręcą się wokół własnej osi, ignorując niesamowitość dziecka, tłamszą jego zdolności i ambicje na rzecz wygody i spokoju. Matki suche jak piasek, który w zębach zgrzyta, nie tulą do piersi, nie podrzucają dziecka do chmur, nie całują małych stópek, nie puszczają z dziećmi latawców. Matki z korzeniami przyzwyczajeń tak mocnymi i wielkimi, że zapominają, że mogłyby wydać przepiękne plony.
A ja? Mogę być matką, jaką tylko zapragnę. Mogę!
To nie może być aż tak trudne.