Kochana moja, nie odkładaj siebie na później, nie mów sobie, że jeszcze masz czas powalczyć z czasem pod oczami. Nie zasłaniaj się kuchennym fartuchem i rozsypaną solą na podłodze. Tak sobie do siebie, z wyrozumieniem, powiadam. Rusz się, zrób coś więcej niż zwykle, zaskocz to oblicze w lustrze i wagę łazienkową. To nic, że syndrom drugiego miejsca wisi nad tobą od lat. Bywa. Nie musisz być idealna, mimo, że czasami udaje ci się idealnie udawać.
Te zdjęcia zrobiłyśmy poprzedniej wiosny, tuż po obcięciu moich włosów, ale wtedy nie doczekały się publikacji, bo nie były najlepsze, krzywo skadrowane, bez ostrości, pokazujące niedoskonałości skóry i drugi podbródek. Umknęły mi gdzieś w pogoni za moją wizją kreowania świata i selekcji tylko tego, co uważam za warte pokazania. A dziś myślę, że te chwile zamknięte w wiosennym kadrze, warte są więcej niż niejedna moneta i nie chcę odkładać tego na później.
-.-
Od tamtego roku niewiele się we mnie zmieniło, wciąż noszę w sobie te same obawy, strach i okulary na nosie. Wiem trochę więcej o świecie, bo przecież rok to dużo czasu, aby zrazić się do ludzi, dostać nauczkę za naiwność dziecka, wyciągnąć wnioski i podnieść się z kolan, gdy podają pomocne ręce. To wystarczająco, aby skoczyć na główkę i na karku białym świat zastać rozczarowany.
Życie nie stoi w miejscu i chociaż nie odkrywam nic nowego, to tak trudno pogodzić mi się z myślą, że po moich powrotach wszystko się zmienia, ludzie chodzą swoimi drogami, domy rosną w zaskakującym tempie, drzewa zostawiają po sobie tylko ścięty pień. Nic nie czeka na moje decyzje, których w końcu jestem pewna.
-.-
Nie odkładaj siebie na później, mówię, nie rób sobie tego. Tych uśmiechów, choćby miały do łez prowadzić, tych wzlotów, choćby upadkiem kończyć się miały, tych miłostek, choćby bólem brzucha zostały. Bo to później odległością przybiera na sile i jak wszystko bez protestu rośnie i udaje, że większe niż w rzeczywistości. Zbyt często szukasz wymówek, obwiniasz innych i wskazujesz skutki, ignorując przyczyny, mówię i mimo że nie chcę słuchać, słyszę.
I strasznie się boję obudzić pewnego dnia, w spoconej pościeli, z przyśpieszonym oddechem, sercem wyskakującym z piersi nagiej, gdy już będzie na wszystko za późno albo będzie mi już wszystko jedno…