Macierzyństwo

gdy emocje już opadną

Jak to jest, że gdy już wszyscy ciekawscy i zaciekawieni odwiedzą młodą mamę i zobaczą to, jakby to Paul powiedział, brand new dziecko i porobią zdjęcia komórką i tabletem, wytulą, wynoszą, wycałują te małe rączki i nóżki, zachwycą się, podniecą, że to cały tatuś i nosek po mamusi, że takie słodkie i malutkie, to później tak zostaje się samemu w czterech ścianach z dzieckiem płaczącym na ręku i nie ma nikogo i nawet telefon tak niecodziennie milknie.

Jak to jest, że przestaje się być atrakcyjną partią na wyjścia do kina czy pubu, że tematy rozchodzą się na boki i mało co łączy i nic nie przyciąga jak kiedyś. I nagle te ciocie, które tak czekały dziewięć miesięcy by być do pomocy, by w razie potrzeby, by o każdej porze i nawet w nocy i święta, nagle znikają za drzwiami na wieki.

Jak to jest, że moje zachwyty nie wzruszają nikogo, że moje radości bawią tak niewielu. Że oglądam się za każdym wózkiem na ulicy i słyszę wyraźniej każdy krzycz dziecka w centrum handlowym i niektórym wydaje się to dziwne. Moje brawa nad kupką, podniesioną główką, uśmiechem o piątej nad ranem nie udziela się reszcie. A o cieknącym mleku, nieprzespanych nocach, zbyt ciasnej pieluszce, zepsutym bujaczku mogę pogadać sobie do ściany.

Jak to jest, że tych których nazwać mogłabym przyjaciółmi zapominają nagle wysłać kartkę na urodziny, zaprosić na ślub czy wojskową przysięgę, a jedyne co nas dziś łączy to lubię na fejsbuku.

I jak to jest, że wbrew pozorom, to nie boli mnie tak bardzo, jakby mogło się wydawać.

Close