Taki mróz, który mrozi serca przyszedł do nas.
Wstaję rano, jest przed siódmą, nawet nie chce mi sie ubierać cieplej, więc szybko zarzucam płaszcz na siebie, zmieniam buty, czapkę na głowę zakładam. Wiem, że muszę się śpieszyć, bo zaraz słońce wzejdzie i ten cały szron zniknie i ta cała namiastka zimy zmieni się w wodę, która przeminie szybciej niż ja. Więc biorę aparat i wychodzę na ogród. Ta moja mała też by poszła, ale za zimno, a ona katar ma więc nie będę jej ciągać, ale nie odpuszcza, stoi przy drzwiach z nosem w szybie i macha i puka i czeka aż wrócę.
Latem zgubiliśmy lalkę, taki prezent od cioci z daleka. Mówiła po niemiecku, ruszała raczką po naciśnięciu brzucha. Ile było płaczu i szukania, ile tęsknot i łez wylanych. A dziś znajduję ją leżącą w trawie ze szronem na rzęsach.
Nie wyrzucaj mnie nigdy. Na zimno samotności nie posyłaj. Mrozu w sercu nie chcę ani zmarzniętych łez pod rzęsami z lodu.