Macierzyństwo

poranek

Dzień zaczynamy o szóstej rano, staram się na śpiocha włączyć czajnik, odsłonić żaluzje, slalomem idę do łazienki, omijam klocki pozostawione na podłodze. Woda, ręcznik, lustro i mój widok w nim zaczyna mnie budzić. Przy mojej nodze przytwierdzona Sara ma więcej energii niż cały batalion żołnierzy, wracamy do kuchni, połykam łapczywie sok zimny z lodówki, włączam telewizor. Sara biegnie do drzwi ogrodowych, puka w szybę swoją małą tłustą rączką i woła: buta!

Więc zakładam jej buta i drugiego też, otwieram drzwi, chłodne powietrze dostaje się do domu, jej to nie przeszkadza. Wybiega na trawę i od tej chwili to ona rządzi podwórkiem.

W tych porankach najbardziej lubię te momenty, gdy znosi mi do domu zimne kamienie, patyki i zasuszone liście. Wszystkie napotkane na jej drodze robaki, biedronki, grudki ziemi. Odnajduje pozostawione dzień wcześniej guziki, papierki i przynosi mi to wszystko niczym trofea zdobyte w nierównej walce.

Pewnego dnia zda sobie sprawę, że to tylko śmieci, ale jeszcze nie dziś. Teraz to jej cały świat, cenniejszy niż cokolwiek co potrafi stworzyć jej nieograniczona wyobraźnia.

 

Close