Musi być dojrzały, mocno czerwony i koniecznie zimny. Najlepszy w czystej postaci, bez dodatków, nie zakrapiany alkoholem czy bitą śmietaną. Bez sąsiedztwa innych owoców, nie przerobiony na szejk czy lody, taki prosto z krzaka chciałoby się powiedzieć.
No i zaczęła się pora deszczowa.
Jest już po drugiej, kończymy obiad, popijamy wodą, wycieramy buzie i ręce.
Jest kilka powodów, dla których gdybym tylko mogła, cofnęłabym czas. Żeby znów być dzieckiem, które uśmiecha się częściej niż którykolwiek dorosły.
To jest właśnie to, co nazywam latem!– usłyszałam z ust pięcioletniej Jessie, podczas naszego sąsiedzkiego pikniku w ogrodzie.
Nie. Nie będziemy w telewizji. Nie nakręcą o nas filmu. Jestem Kasia, przyjechałam do Anglii 6 lat temu za przysłowiowym chlebem.
Byliśmy nad Tamizą. Dużo mew nad głową, parowce i mniejsze statki na wodzie. I taki mały plac zabaw, gdzie ustawia się zgraja dzieci, czekająca na swoją kolej na huśtawce.