O tym co jadam w ciąży (i przed ciążą także) pisałam TUTAJ. Ale dziś, po 7 miesiącach z brzuchem muszę wyznać, że czasami zachcianki nokautują zdrowy rozsądek. Rrzucam się z nieodpartą chęcią na coś bardzo niezdrowego, wręcz zabronionego i ociekającego tłuszczem. Szczególnie jak to są frytki domowej roboty smażone na głębokim tłuszczu, no to muszę. I koniec.
Moimi hitami w ciąży jeśli chodzi o zachcianki to:
1. Ostatnio odkryta cola o smaku waniliowym, od razu ukochana, choć staram się nie przesadzać.
2. Chińszczyzna w sobotnie wieczory, jak jeszcze Paul zamówi do domu to już jestem w niebie.
3. Doritosy, a szczególnie te o smaku chili, jakieś 1000 kalorii na paczkę.
4. Ostatnio ukochane piklowane małe cebulki w occie (ale ogórkami też nie pogardzę).
5. No i czekolada, pod każdą postacią, uwielbiam z całymi kawałkami orzechów laskowych, albo taką pitną o smaku cherry.
I mimo, że wiem, że nie można, to czasem trzeba, aby nie odejść od zmysłów i nie zwariować.
A Wy czym grzeszycie koleżanki?