Macierzyństwo

(nie)Porady dla ciężarnej

Mija 25 tygodni odkąd noszę bubę pod sercem.

Wiedziałam od początku, z opowiadań przyjaciółek, filmów, książek, że życie kobiety w ciąży zmienia się na zawsze. Że, że już się nie jest Kasią, córką, dziewczyną, koleżanką, kochanką, ale że będzie się matką. I ta świadomość potrafi przewrócić wszystko do góry nogami. Każde wcześniejsze plany, założenia, priorytety nie mają znaczenia, odchodzą na drugi plan.
Kobieta w momencie zobaczenia dwóch kresek staje się lwicą, samicą, która zrobi wszystko, aby jej potomek był przeżył, zrobi w jej mniemaniu wszystko by ochronić dziecko.

I u mnie też tak się stało. Od 25 tygodni centrum mojego świata znajduję się pod moim sercem i każde działanie świata przeciwko temu centrum odbieram jako ogromny ból i niemal zniewagę dla mnie.

I nie rozumiem jeśli ktoś mnie nie rozumie.
Jak to jest, że wiadomość o ciąży może wywoływać tak bardzo skrajne reakcje wśród ludzi? Że te dwie kreski na teście, ten hormon we krwi, ta fasolka w macicy, wywołuje takie dziwne zachowania wśród ludzi otaczających ciężarną, że mentalność każde ludziom straszyć, wywoływać przerażenie u kobiet niż tak po ludzku cieszyć się z tej wiadomości?

Podczas ostatnich 6 miesięcy ciąży usłyszałam:

– że te dwie kreski to jeszcze nie oznacza ciąży, że mogę poronić, że mam uważać i się nie nastawiać, żeby się nie rozczarować
– że z ciążą to nigdy nic nie wiadomo, dopóki się dziecko nie urodzi, a i później to też nic nie wiadomo
– że mam ściągnąć te różowe ciążowe okulary
– że nie dla każdego ciąża to centrum świata i są ważniejsze rzeczy więc mam odpuścić ten temat
– że mam uważać na siebie, bo koleżanka koleżanki poroniła i na pewno mi się też to zdarzy
– że jak nie zacznę pić mleka to dziecko moje będzie miało połamane kości
– że lekarze tutaj w Anglii są do dupy i na pewno będę mieć problemy, bo oni nie szanują życia
– że położne które prowadzą moją ciążę to na pewno niedouczone i będę mieć problemy, bo nie robią mi co 3 tygodnie badania szyjki macicy i badań na toxo
– że jak nie będę miała 10 skanów w ciąży to nie będę miała dla kogo ubranek kupować
– że porody innych to takie okropne, rzeźnia i mam się nastawiać na najgorsze, bo ja to pewnie jeszcze mieć gorzej, ale że mam nie krzyczeć bo to wstyd
– że moje dziecko to pewnie pępowiną owinięte jest, bo na zdjęciu to dokładnie widać i mam się szykować na roczną rehabilitacje z powodu niedotlenienia mózgu
– że mam nie kupować nic dla dziecka przed porodem bo to wróży, że dziecko umrze
– że jak nie kupię niczego dla dziecka przed porodem, to tak jakby mi nie zależało na dziecku, a inni to jak tylko kreski zobaczyli to już wyprawkę gotową mieli, a ja co? nic
– że wyglądam grubo w ciąży, mam przezwisko „fatty” i mam duży brzuch i pewnie urodzę grube dziecko o wadze 5 kilo
– że mam grubą dupę, że rośnie mi ona proporcjonalnie z brzuchem i niektórzy się zastanawiają, czy dziecko jest w dupie czy w brzuchu
– i że imię które wybrałam dla córki jest brzydkie i szkoda, że to nie chłopiec bo bym  mogła inne imię wybrać.
To wszystko usłyszałam od ludzi, którzy otaczają mój świat w taki lub inny sposób. Ludzi, z którymi pracuję, rozmawiam, spotykam się, od ludzi, którym się wydaje, że są moimi przyjaciółmi, znajomymi i wydaje im się, że te rady mi życie ratują.
A ja? Czasami mi przykro i smutno, ale staram się przekór światu, wierzyć, nosić wiarę i nadzieję i uśmiechać się do samej siebie 🙂
Close