Grudzień za pasem, a to znaczy, że już niedługo Anglicy rozpoczną swoje szalone zakupy świąteczne. I kiedy mówię szalone, to naprawdę mam to na myśli. Z jednej strony bardzo lubię ten okres, kiedy na lodówce wisi już lista świąteczna, a ja z podnieceniem szykuję się na ten szczególny dzień.
Od razu się Wam przyznam, że nie jestem marketingowcem, przedsiębiorcą ani żadnym specem od firm i biznesów.
Co kraj to obyczaj, chciałoby sie rzec.
Ta dziewczynka z wiankiem na głowie to córka mojej kuzynki, niosła obrączki do ołtarza, w białej sukience i białych lakierkach, przejęta.
To miał być jeden z tych tekstów, w którym można się dowiedzieć czegoś o życiu w Anglii.
Jesteśmy drogowskazami, takimi znakami na drodze naszych dzieci. Patrzą na nas tymi wielkimi oczami, czasami słuchają, ale tak naprawdę to uczą się kopiując nasze zachowanie.
Tytuł tego posta jest trochę przewrotny, bo tak naprawdę dzieci dwujęzyczne nie potrzebują jakiś szczególnych książek do rozwoju.