Koniec zawsze wygląda tak samo. Na stole zostaje jedno ziarenko, jak maku malutkie, całe czarne od żalu. Albo lepiej, jak te pustynne z tego filmu, który w kinie ostatnio widziałam. Pomyślałam, że ten piach może otulić, zasypać, że ciało moje się w niego wtopi, zapadnie się w suszę. Zgaśnie.
Wiecie co mnie rusza? Zmarnowany talent. Ten, który spotykamy na ulicy, robiący pierścionek z kawałka druta i kolorowej perełki.
Raz na jakiś czas robię w łazience generalny przesiew kosmetyków i produktów do pielęgnacji ciała i włosów.
Kolejny grudzień bez śniegu i przemokniętych butów, ale za to z zieloną trawą w ogrodzie i słońcem, które nawet w zimie potrafi opalić. Dla mnie taki sam miesiąc jak inny, chociaż patrząc na korki na drogach, wiem, że coś wielkiego się zbliża.
Ta dziewczynka z wiankiem na głowie to córka mojej kuzynki, niosła obrączki do ołtarza, w białej sukience i białych lakierkach, przejęta.
Kończę dziś 33 lata. To co widzisz, patrząc na mnie, gdy mijasz mnie przypadkiem, to tylko fragment tego kim jestem.
Różnica między szczęściem a radością widoczna jest nad ranem, gdy jeszcze wszyscy mają zamknięte oczy, a słońce nabiera sił, aby przebić się przez szarość sypialni. Kiedy jeszcze słychać wyraźnie spokojne oddechy i najcieplej jest pod pościelą, tuż obok brzucha, na którym opiera się jej rączka.