Jest taka minuta, która określa mnie bardziej niż tafla jeziora z odbitą mą twarzą, niż papilarne, odbite linie tłuszczem na białym obrusie. Niż podpis odręczny, DNA w kropli krwi lub zdarte z wewnętrznej strony policzka. Niż mój zapach pozostawiony na tobie, włos na krawędzi umywalki, rzęsa.
Jakby wyrwana do odpowiedzi, nieprzygotowana, po zarwanej nocy, gdzie ostatnią rzeczą był ten egzamin, składam zdania po słowach, które nie wylewają się jak z dzbana ze mnie, ale&nbs
To zabawne, że to mnie trzeba ratować, gdy to Ty jesteś w potrzebie, że to mnie na rękach, gdy to Ciebie za sobą ciągnę od lat.
Choć chyba w tym wieku to już tak to się nie liczy, że można pospać dłużej, ale jednak się nie da, bo budzi poczucie, że trzeba wstać.
Wydaje mi się, że nic się nie zmieniło. Bo cóż to jest 10 lat? Odległość jak stąd w kosmos i z powrotem. Około półtora metra i czterdzieści kilogramów człowieka.
Po tej stronie wrażliwości zasypiam zbyt późno, aby śnić o Tobie. Nie starcza mi tej nocy, aby marzyć i skrzydła rozłożyć do lotu.
Kochana moja, nie odkładaj siebie na później, nie mów sobie, że jeszcze masz czas powalczyć z czasem pod oczami.