Lifestyle, Taka Ja

na imię ma rok

Już za chwilę przyjdzie, zapuka do drzwi, wejdzie w moje życie, upokorzy nie raz, da po gębie, rozbawi do łez, przytuli i wyśmieje moje plany. Robi to za każdym razem, jest przewidywalny na tyle, że nie skaczę z radości jak się pojawia i nie płaczę, gdy odejść musi. Budzi mnie wybuchem tysiącem ogni, bezczelnie dodaje mi lat, obdarowuje kolejną zmarszczką pod okiem, kilogramem na dupie i blizną na brzuchu. Pozwala upić się nowym, zacząć wszystko raz jeszcze od początku, wyrzucić zapisany błędami stary kalendarz, wymazać co było złe, porzucić, zapomnieć.

Na imię ma Rok, zanim zdążę się z nim zaprzyjaźnić, znika gdzieś za zakrętem spraw niedokończonych, wierząc, że sobie sama poradzę. Nie zostawia po sobie nic, oprócz fotografii, notatek w zeszycie i tłustych śladów na lustrze porannym. Zanim zniknie na dobre, zapach pościeli przypomni, że istniał; ostatni akapit niedoczytanej książki przywoła wspomnienie o nim.

A ja spojrzę w dal, jak ten rozbitek na wyspie, jak ten żeglarz czekający na sztorm, jak ten człowiek, który nie obraca się za siebie bez powodu i krzyknę tak głośno jak tylko potrafię:

Co mi przyniesiesz tym razem?!

Close