Nie wiem jak Wy, ale ostatnio coraz częściej czuję presję związaną z nauką czytania mojego dziecka. Córka ma prawie pięć lat i niektórzy jej rówieśnicy czytają już ponoć Harrego Pottera i samodzielnie wertują czasopisma dla dzieci.
Kochana moja, nie odkładaj siebie na później, nie mów sobie, że jeszcze masz czas powalczyć z czasem pod oczami.
Śnieg w Anglii zapowiadano już od kilku dni, więc cała w środku cieszyłam się jak dziecko.
Dzisiejszy post, czyli dwujęzyczność czterolatka, jest kontynuacją mojego prywatnego projektu, w którym obserwuję rozwój języka polskiego (jako języka drugiego) u mojej, dzisiaj czteroipółletniej, córki.
Tej choroby nie widać gołym okiem, nie objawia się swędzącą wysypką na plecach, gorączką ani kaszlem, co najwyżej męczącym poczuciem smutku, którego nie można się pozbyć łyk
Rozwoju dzieci nie da się zatrzymać, a tym bardziej ich ciekawości do poznania prawdy.
Ta opowieść zaczyna się od wywiadu, jakiego udzielił pewien młody człowiek, pewnej stacji radiowej. Syn polskich dyplomatów, od dziecka podróżujący z rodzicami w ich wyjazdy służbowe.