Taki Londyn, w którym bywam dwa razy do roku, w którym nadal słychać muzykę Beatlesów, w którym spotykam ludzi pierwszy raz w życiu i rozmawiam z nimi, tak jakbym znała ich od zawsze. Takie miasto, gdzie rzeka szersza niż ramiona i zegar odmierzający tylko szczęśliwe godziny.
Myślę, o tym śniegu co spadł dziś w Polsce, o tym szronie na szybach aut, na którym kiedyś rysowałam inicjały.
Niby człowiek pisze tego bloga od roku czy dwóch i niby wie, że te słowa idą w świat, w najdalsze zakątki ludzkiego współczucia, zazdrości i pychy.
Takie sny, w których stoję na środku sceny chyba, ciężko powiedzieć, bo światło oślepia mi oczy, ale poznaję ten zapach.
Pewnego dnia zdasz sobie sprawę, że gdzieś na dnie szuflady, pomiędzy wyciągniętym swetrem a nigdy niezałożoną seksowną bielizną kryjesz się ty.
Dziesięć lat. Tyle masz, aby pomóc twojemu dziecku być dwujęzycznym. Dziesięć lat, aby jego zdolności językowe rozrosły się do olbrzymich rozmiarów.
Od kilku dni pada i wiatry tak silne, że głowę zawiewa. To musi być jesień, bo ogród zaczyna się żółcić i mokro od deszczu i łez.