Kochana moja, nie odkładaj siebie na później, nie mów sobie, że jeszcze masz czas powalczyć z czasem pod oczami. Nie zasłaniaj się kuchennym fartuchem i rozsypaną solą na podłodze. Tak sobie do siebie, z wyrozumieniem, powiadam.
Tym całym byciem super, byciem zawsze na czas, pod telefonem, niezawodnym w grafiku kalendarza, w kolejce, w wyścigu, w poczekalni pachnącej potem.
Jedno z częstszych pytań jakie słyszę, to czy zamierzam wrócić.
Czasami krzyczę na nią w złości. Zmykam ją w pokoju, zostawiam z tymi łzami na policzkach i rękawach. A ona woła, abym kolejny raz odgadła o czym myśli.
Taki ogrom czasu i energii, tylko po to, aby wyrwać się z domu rodzinnego, aby wyjechać, choćby na weekend samemu. Tej wolności łykać niczym pelikan.
Powiedziała do mnie, abym dała jej rękę, chwyciła mnie mocno i szłyśmy korytarzem tak długim, że zapomniała, o czym to chciała mi powiedzieć.
Niektóre są jak wiatr, pchają dzieci przed sobą, prostują ich kręgosłupy, włosy zaczesują podmuchem za ucho, podcinają grzywki wchodzące do oczu.